W Daszewicach pod Poznaniem zrównoważony rozwój zaczyna się między trawnikiem a rozmową.
Jak budować lokalną wspólnotę wokół spraw ważnych dla mieszkańców? Jak uczyć się przez działanie — i to nie w sali wykładowej, ale na zaniedbanym placu, przy planowaniu zieleni czy w czasie rozmów z urzędnikami? O tym opowiada dr Lidia Poniży — zawodowo adiunkt na Wydziale Geografii Społeczno-Ekonomicznej i Gospodarki Przestrzennej UAM w Poznaniu, a prywatnie społeczniczka, która od kilku lat wspiera lokalne inicjatywy w Daszewicach.
Barbara Habrych: Jak zaczęła się Twoja przygoda z działaniami na rzecz Daszewic? Czy był jakiś impuls, który sprawił, że powiedziałaś sobie: „trzeba coś zrobić”?
Lidia Poniży: W 2016 roku pojawiła się pierwsza edycja budżetu obywatelskiego w gminie Mosina. Razem z koleżanką stwierdziłyśmy, że trzeba coś zaproponować. Mieszkańcy naszej wsi codziennie ryzykowali zdrowiem, chodząc wzdłuż ruchliwej drogi — więc zaproponowałyśmy chodnik. Wniosek nie przeszedł, bo działka należała do powiatu, a nie do gminy. Ale to nas nie zniechęciło — wręcz przeciwnie. Zebrałyśmy grupę osób, zaczęliśmy pisać pisma, działać. I dwa lata później chodnik powstał. To doświadczenie pokazało, że mamy moc sprawczą. Potem był pomysł na stworzenie zielonego skweru. Wtedy jeden z mieszkańców, przyszedł na spotkanie z gotowymi dokumentami stowarzyszenia w ręku. Tak powstały Lepsze Daszewice.
B.H.: Wasze działania – chodnik, zieleń, spotkania z mieszkańcami – są bardzo konkretne, ale przy okazji można się z nich dużo nauczyć. Czego Ty nauczyłaś się dzięki tym inicjatywom? I czego, Twoim zdaniem, uczą się mieszkańcy?
L.P.: Przede wszystkim uczę się ludzi. Myślę, że to najważniejsza lekcja — wyjść poza swoją bańkę, usłyszeć inne spojrzenia. Poznawanie różnych perspektyw otwiera i uczy tolerancji. Z kolei mieszkańcy, mam nadzieję, uczą się, że mają wpływ. To przecież istota edukacji obywatelskiej: rozumieć mechanizmy, uczestniczyć, zmieniać rzeczywistość wokół siebie. Że przestrzeń wspólna też jest „ich” i że można coś zmienić, nawet jeśli zaczyna się od czegoś drobnego, a także że warto czasami spojrzeć dalej niż „płot własnego podwórka”.
B.H.: Wiele osób mówi: „chciałabym coś zmienić w mojej okolicy, ale nie wiem, od czego zacząć”. Co poradziłabyś komuś, kto stawia pierwsze kroki w lokalnej aktywności?
L.P.: Przede wszystkim trzeba wyjść do ludzi, poszukać grupy podobnie myślącej i gotowej do działania. Nie trzeba od razu zawiązywać stowarzyszenia. Można dołączyć do już istniejącej grupy np. koła gospodyń, koła seniorów, już działającego stowarzyszenia, zgłosić swoją inicjatywę do sołtysa, rady sołeckiej, tam też się dzieje dużo dobrego. W grupie raźniej — łatwiej działać i łatwiej wytrwać.
B.H.: Działania społeczne wymagają nie tylko energii, ale też odwagi, cierpliwości, czasem odporności na porażki. Skąd czerpiesz motywację i siłę do tego, by działać dalej?
L.P.: To wspólnota. Kiedy coś nie wychodzi, ludzie wokół przypominają, po co to robimy. Ich wsparcie to ogromna siła. Ja mam wokół siebie takich ludzi i jestem im za to bardzo wdzięczna. Motywuje mnie też to, że mogę być wsparciem dla innych i inspirować ich do działania. Wierzę, że wspólne doświadczenia to najlepsza forma edukacji – zwłaszcza tej obywatelskiej. Daję coś od siebie, ale też dostaję dużo w zamian.
No i efekty. Kiedy po długim czasie coś się w końcu uda — to naprawdę uskrzydla. Pomaga też upór, szczególnie w kontaktach z urzędami i instytucjami.
B.H.: Oprócz szczerych chęci do działań potrzebne są też środki finansowe. Skąd Stowarzyszenie pozyskuje fundusze na działalność?
L.P.: Mamy składki członkowskie, ale to symboliczne wsparcie. Działamy etapami, szczególnie przy Skwerze Daszewickim, organizując zrzutki. Na początku trudno było o odzew. Teraz, gdy efekty są widoczne, ludzie chętniej wpłacają — i to nie tylko mieszkańcy. Szukamy też grantów, choć dla stowarzyszeń nierejestrowych jest ich niewiele. Każda złotówka się liczy. Kupujemy rośliny, wynajmujemy sprzęt, czasem coś dostajemy od lokalnych firm. Robocizna? To wolontariat. Nie zawsze łatwo znaleźć chętnych, ale jak dotąd się udaje. Niedawno zorganizowaliśmy warsztaty o dzikich zapylaczach dla dzieci. Zbudowaliśmy schronienia dla pszczół, wysialiśmy łąki kwietne – naturalne środowisko dla owadów zapylających, które pełnią kluczową rolę w ekosystemie. To praktyczna lekcja zrównoważonego rozwoju dla dzieci oraz kolejna okazja do wspólnego uczenia się przez działanie.



Na zdjęciach: Metamorfoza skweru i mieszkańcy Daszewic przy pracy
B.H.: Czy widzisz różnicę między tym, jak angażują się osoby w różnym wieku?
L.P.: Wydaje mi się, że ogólnie w naszej wsi, w najróżniejsze akcje, chętniej angażują się osoby w wieku senioralnym, chętniej się zrzeszają i spotykają. Może mają, po prostu, na to więcej czasu? Do prac wymagających wysiłku, takich jak kopanie, rozrzucanie ziemi, układanie kostki brukowej, sadzenie roślin, angażują się mieszkańcy w średnim wieku. Seniorki i seniorzy wspierają nas z kolei w pielęgnacji zieleni. Dzieci i młodzież chętnie uczestniczą w wydarzeniach organizowanych przez Sołectwo Daszewice czy nasze Stowarzyszenie, ale rzadziej inicjują lub organizują własne działania społeczne. Być może bardziej związani są ze środowiskiem szkolnym i tam działają, albo po prostu muszą do pewnych rzeczy dorosnąć.
B.H.: Jakie marzenie związane z Daszewicami jeszcze przed Tobą? Co chciałabyś, żeby się wydarzyło w najbliższych latach?
L.P.: Marzę o tym, żebyśmy nie zmarnowali przyrodniczego potencjału naszej wsi. Urbanizacja w okolicy postępuje bardzo szybko — przybywa domów, ludzi, samochodów. Wraz z tym rośnie presja na dolinę rzeki Kopli, która jest pięknym, cennym korytarzem ekologicznym. Za każdym razem, kiedy jestem tam na spacerze czy jadę rowerem, przypominam sobie, jak wyjątkowe to miejsce. Chciałabym, żeby ta dolina była chroniona, a my — jako mieszkańcy — bardziej świadomi, jak ogromne znaczenie ma lokalna przyroda dla naszego zdrowia, jakości życia i klimatu.
Jako Stowarzyszenie jesteśmy inicjatorami zawiązanego Porozumienia Lokalnego Doliny Kopli-Głuszynki. Celem tego porozumienia jest nawiązanie szerszej współpracy na obszarach granicznych gminy Kórnik, gminy Mosina i miasta Poznań, położonych wzdłuż doliny rzek Głuszynki i Kopli. Tu także chcielibyśmy zintensyfikować nasze działania w najbliższej przyszłości. Jedno jest pewne — na nudę na pewno nie będziemy narzekać!
Działania Stowarzyszenia można śledzić na stronie: https://lepszedaszewice.pl
oraz na Facebooku: https://www.facebook.com/LepszeDaszewice
Dr Lidia Poniży pracuje jako adiunkt w Zakładzie Geografii Kompleksowej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu Jest autorką bądź współautorką wielu publikacji naukowych z zakresu systemów społeczno-ekologicznych miast. Zajmuje się kwestiami społeczno-ekologicznymi rolnictwa miejskiego, zielonej infrastruktury i rozwiązań opartych na przyrodzie. Brała udział w międzynarodowych projektach badawczych, takich jak COST Action TU1201 dotyczący miejskich ogrodów działkowych w Europie, CONNECTING Nature, dotyczący rozwiązań opartych na przyrodzie. Koordynowała projekt FEW-meter, dotyczący powiązań żywność-woda-energia w rolnictwie miejskim. Obecnie uczestniczy w projekcie SELINA, który zajmuje się kwestiami wdrażania usług ekosystemowych do praktyki. Jest też koordynatorką pomocniczą nowego projektu GreenEsteem, dotyczącego współprojektowania i współtworzenia rozwiązań opartych na przyrodzie.
Współzałożycielka i wiceprezeska Stowarzyszenia „Lepsze Daszewice”, które inicjuje i wspiera działania na rzecz poprawy jakości życia mieszkańców wsi.
Barbara Habrych – pedagożka, ekspertka HR, trenerka biznesu i edukacji. Specjalizuje się w tematyce rekrutacji i rynku pracy, procesów HR, uczenia się dorosłych, tutoringu, doradztwa zawodowego i rozwijania kompetencji przyszłości. Ambasadorka EPALE.